Translate

sobota, 22 lutego 2014

No, zrobiłem dzisiaj tuleje do zawieszenia mieczy.
Jutro pewno dam radę zamocować je do ramy i sprawdzimy czy koncepcja dźwigni do sterowania położeniem mieczy się sprawdza.



W zasadzie to już końcowe prace, czekamy na cieplejszą pogodę. Może w marcu damy radę pływać.

poniedziałek, 17 lutego 2014


Zima się kończy, przynajmniej tak to wygląda.
W warsztacie dojrzewa nowy zestaw. Plan jest taki:
-rezygnujemy z want i sztagu
-robimy podłużne ramię idące od cęgów masztu w kierunku dziobu, które będzie przejmowało siły działające na żagiel równolegle do diametralnej. W kierunku poprzecznym siły przeniesie poprzeczna belka opierająca się na obramowaniu kokpitu i półpokładach, będąca podstawą cęgów i punktem mocowania zestawu do kadłuba jednocześnie.


Jak widdać na zdjęciu , plan został wykonany


Cześć! lub jak kto woli Ahoj!

Zaczynamy Batyakowego bloga.

Na początek wyjaśnienia i trochę historii.

Zawsze lubiliśmy (Gosia i Sławek) się włóczyć, w zasadzie bez różnicy, po górach czy po wodzie. Grunt żeby nie siedzieć w domu. 2 lata temu nasi przyjaciele namówili nas na spływ Wisłą z Kazimierza do Warszawy w długi łikend majowy.



 No i stało się, zakochaliśmy się w pływaniu kajakiem po większych wodach i noclegach na wiślanych wyspach.



 Ponieważ lubimy być niezależni od razu zaczęliśmy się rozglądać za odpowiednim kajakiem. Jednocześnie, jako "stary" żeglarz zacząłem kombinować jakby do tego ustrojstwa dorobić żagiel.
Od dziecka byłem uczony by wiosłować tylko kiedy muszę, żeglować kiedy mogę.
Pomógł przypadek, na początku zimy wleciał nam do domu nietoperz, w trakcie (przezabawnej) akcji przenoszenia go na strych (gdzie przezimował) zainspirowała mnie budowa jego skrzydeł. Do tej pory nie wiedziałem jak pogodzić sterczący nad kajakiem maszt z żaglem, z koniecznością przepływania pod niskimi mostkami i wiosłowania pod wiatr.
I przyglądając się nietoperzowi wpadłem na rozwiązanie nieortodoksyjne.
Zamiast typowego dla żaglówek składania masztu do tyłu wymyśliłem maszt składany do przodu (na dziób) gdzie nie przeszkadza w czasie wiosłowania.
Potem nastał czas intensywnego kombinowania jak to rozwiązać w praktyce. Długie godziny googlania sprawiły że poznałem wymyślone dotąd rozwiązania. Niestety, nic z tego co było do tej pory mi nie pasowało. W końcu wykombinowałem jeszcze nietypowy sposób składania żagla i wszystko zagrało (na razie w głowie).



 Zszedłem więc do garażu i w parę wieczorów przygotowałem ramę z masztem i mieczami.




Potem kupiliśmy 2 zasłonki prysznicowe w Liroyu i w deszczowy początek łikendu majowego 2013 uszyliśmy żagle.

Na koniec przyszedł słoneczny dzień i pierwsze pływanie na Zalewie Tomaszowskim. Wyglądało to tak:



W łikend bożocielny postanowiliśmy wystartować z poważnym pływaniem. Celem stała się Wisła, odcinek z Warszawy do Włocławka. Potraktowaliśmy to jako kontynuację wyprawy z poprzedniego roku.



Znowu zadziwiło nas jak dzika jest Wisła w Warszawie



Po drodze oglądaliśmy pamiątki świetności żeglugi rzecznej w Polsce


A na koniec dnia czekał nas wspaniały biwak na wyspie



Następnego dnia pogoda nas nie rozpieszczała


Ale po południu się rozpogodziło i mogliśmy podziwiać uliczki Czerwińska.


 Potem pojawiło się słońce i zaczęła się leniwa jazda z prądem i podmuchami wiatru od czasu do czasu.



No chyba że trzeba było "przenóżkować" mieliznę na środku rzeki.



Wieczorem, znów nocleg na wyspie



oraz walka z amerykańskim wynalazkiem - Kelly's Kettle, 



po próbach ustaliłem: do zagotowania kubka wody się nadaje, równie dobrze można to zrobić na ognisku, ale w ten sposób nie łamie się przepisów przeciwpożarowych. Z gazem w każdym razie na pewno to nie wygra.

W końcu dopłynęliśmy do Płocka


Gdzie pomachał nam skrzydłami przelatujący Hercules


Trafiliśmy na Air Show, czego nieświadomi zastanawialiśmy się czy nie pomyliliśmy Wisły z Mekongiem.



W każdym razie wrażenie było tak duże że zapomnieliśmy kupić nowe baterie i reszta rejsu nie została uwieczniona inaczej jak w naszej pamięci. A zdarzyło się jeszcze sporo, włącznie z ucieczką przed burzą ze środka zalewu Włocławskiego.

Na następną poważną wyprawę przyszło nam czekać do sierpnia. 
Mniej więcej w połowie miesiąca zapakowaliśmy kajak na samochód i wybraliśmy się na Kaszuby.
Plan zakładał Pętlę Raduni, szlak prowadzący przez jeziora i wąskie rzeczki pomiędzy nimi, zmuszający do przepływania pod niskimi mostkami, a także przenosek.
Miało to nam dać szansę przetestowania zestawu, tego czy wygodne będzie składanie żagli i masztu na wodzie i czy po złożeniu da się wygodnie wiosłować.
Wyruszyliśmy późnym popołudniem 16 sierpnia z Chmielna i już po godzinie mieliśmy przenoskę w drodze z jez. Kłodno na Raduńskie Dolne.


Potem był fajny nocleg na półwyspie koło Łączyńskiej huty. Następnego dnia mieliśmy rześki wiatr. Kajak rwał przez fale jak żaglówka



Potem przy przejściu na Raduńskie Górne przetrenowaliśmy składanie zestawu na wodzie



Okazało się że złożony zupełnie nie przeszkadza w wiosłowaniu



Za to idący na żaglach kajak wzbudza powszechne zainteresowanie.
Na końcu Raduńskiego górnego okazało się że przenoska ze Stężycy na jez. Lubowisko jest bardzo uciążliwa, a ponadto ostrzeżono nas że na przepłynięcie cieku z jez. Dąbrowskiego na Patulskie raczej nie ma szans, ze względu na niski poziom wody.
Wróciliśmy więc z powrotem na Kłodno, strasząc po drodze kormorany i dalej popłynęliśmy na Małe Bródno gdzie zanocowaliśmy na polu namiotowym.


Ten odcinek pokazał jak szybko można płynąć z wiatrem, zrobiliśmy go w 4 godziny.
Znowu przechodziliśmy pod mostkami



I wiosłowaliśmy na bezwietrznych odcinkach



Następnego dnia popłyneliśmy na jezioro Ostrzyckie.





A potem był powrót do Chmielna, pakowanie i długa jazda do domu.

W ten sposób zakończyliśmy nasze letnie wyprawy.

Jeżeli ktoś dotrwał do tego miejsca, SZACUN!